czwartek, 5 października 2017

odc bez nr... Historia ciąży numer 3...część 1



Długo dojrzewałam do tego ,by uwolnić moje emocje,by napisać jaką historię ma moja ostatnia ciąża. Myślę ,że tu potrzebny jest czas. Mimo,że to była ciut łatwiejsza droga niż z Mikim. 

jesień 2015 ... 
Do pracy miałam wrócić po wychowawczym na Mikiego w grudniu,lecz ,tak się nie stało.Sytuacja wycisła powrót od października.Jednak przed comebackiem zapadła decyzja -jedziemy z synem nad morze -2 tygodnie sami.Spacery spacery i jeszcze raz spacery. 5-20 wrzesień szybko upłynął,były to wspaniałe dni w Władysławowie. Powrót już narzucił stres pt Wracam do pracy. 
Jakoś weszłam w kierat pracy. Miki był z babcią ,nie było źle.
Z końcem października wizyta u ginekologa-do której wrócę później.Potem dopadło mnie choróbsko ...ledwo co mówiłam,zapalenie krtani i tchawicy uciszyło mnie całkowicie. Lekarz -mocny antybiotyk ,zwolnienie.
Wracając z przychodni kupiłam test ciążowy...Ale nie z myślą w ciąży jestem ...Choroby nieraz przesuwały mi okres,jednak przezorny ubezpieczony..choć przecież ledwo co odkleiłam plaster anty...
W ten sam dzień wieczorem, podczas prysznica tak powiem " z głupa" zrobiłam test. Luz blues. Wyszłam spod prysznica i otwieram test ...a tu.....2 czerwone krechy.... 

Oczy jak dwa talerze ...gorąc zalał mnie całą...ciśnienie w pewnością skoczyło mocno w górę...
Tysiąc myśli na sekundę ???
"EEEE nie możliwe ! Przecież stosuję evrę . 
Tydzień temu byłam u ginekologa,przecież by coś widział ...a recepta na 6 opakowań evry leży i czeka na realizację...
nie no nie....po prostu jakiś żart" 
Takich myśli miałam milion.Od razu net ,od razu co wskazuje oprócz ciąży pozytywny test ...aaaa takie cuda-rak,guzy ...problemy hormonalne...nie ma co.
Przez chwilę zabrzmi to bzdurnie chciałam tego raka ,ten guz.Wszystko oby nie ciąża.Wyszłam w łazienki na miękkich nogach,położyłam się na łóżku i z kieszeni szlafroka wyciągnęłam test ...podałam go mężowi,który zaskoczony zapytał a co to...No test.Zerknął.Zapytał i?....
Tak jest pozytywny..
Ale jak to?? tak to samo pytanie zadałam sobie 100 razy przez ostatnie pół godziny. 
Pojechał po test ..wrócił z 2...
Drugi także był 2kreskowy,mocno czerwonym uśmiechem szczerzył się do nas. 
Pierwsza noc totalnie nieprzespana. 
CO TERAZ? 4 dziecko? a dopiero wróciłam do pracy.Miliony pytań przepływało mi przez głowę tej 1 bezsennej nocy. Rano pomyślałam a może to sen? ...nieeee,jednak nie.Test istniał i był pozytywny. 
Na drugi dzień ginekolog.Łzy wisiały mi na końcu nosa,nadal nie wierzyłam! 
Lekarz nie był wniebowzięty na wieść moich słów.Na usg nie mógł znaleźć zarodka /tak od razu pomyślałam pozamaciczna ! / jednak był ,ukrył się doskonale /jeśli tydz temu lekarz go nie zobaczył !!!??? / Jedak słabo było widać ,wizyta za 2 tygodnie miała rozwiać wiele wątpliwości. 
Pamiętam jak wybiegłam w płaczem z gabinetu ,z głową w dół ,by żadna z kobiet nie widziała łez. Bo przecież to radość ,szczęście .Jednak nie dla mnie .Dla mnie to był koniec świata. 
W pracy oznajmić...a rodzina? i reszta znajomych.Siedział we mnie potężny wstyd. 
Wróciłam do pracy po chorobie ,nikomu nic nie powiedziałam.Nie umiałam.Zresztą nadal nie docierało do mnie co się dzieje ,że we mnie rośnie nowe życie .Brzmiało to tak absurdalnie .
Po jakimś tygodniu lub trochę więcej pojawiły się plamienia. Akurat nadchodziła pora wizyty.Ciąża tym razem pokazała się jak trzeba..i zaczęłam opcję l4. Bez podtrzymania na moją prośbę,czekałam na to ,co miało dać życie ,nic na siłę,full of nature.
Cicho bo tylko w mojej głowie istniał szept ,że tylko matka natura może mnie uwolnić od tego stanu.TYLKO ONA. 
Nie chciałam tej ciąży,moja psychika całkowicie ją odrzuciła...Do czasu.
Zanim to nastąpiło byłam wrakiem człowieka.Wrakiem istnienia.Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, cały czas siebie pytałam -a czy to się dzieje naprawdę, bo może to sen z którego wkrótce się obudzę.Nie chciałam być w domu. Często wychodziłam nawet po to,żeby bezsensownie krążyć po jakimś sklepie..Ogarnęła mnie pustka.Poczułam się samotna z tym tematem,w końcu ja noszę pod sercem nowe życie nie kto inny. 

Pisałam wtedy...
"...Powiem że to okropne uczucie...Mi nie dało żyć przez prawie miesiąc. Pierwsze 1 tyg. byłam otępiona ...mój mózg był jakby "poza " ciałem ...Nie mogłam jeść nie mogłam spać i normalnie w domu funkcjonować ,bo ileż można płakać ? Ileż można mieć wew. złość -ale do kogo ?ale za co?
Ja zawisłam "gdzieś" ponad mną....i wydawało mi sie że to zły sen że to film który oglądam...i nagle nie obudzę. A jednak NIE. 
To PRAWDA...."

Nastąpił ten dzień 30.11.2015... chlusnęło ze mnie przeokropnie.Panika włączyła emocje oraz strach.Z jednej strony myślałam "już po sprawie" z drugiej "niech się to już skończy" 
Siedziałam w wc otoczona ciszą łez,z potokiem krwi.Myślałam moje dziecko skończyło w domowym wc,mam co chciałam ,więc po co wyję...Okropność.WIEM.
Na drugi dzień miałam stawić się w szpitalu .

1.12.15 
Rano ciągnęłam walizkę za sobą ,myśląc ,czyszczenie potem -jakiś miesiąc w domu i wracam na dawny tor życia .Tak miało być.Muszę dać rady to przejść. 
Lekarzowi rzuciłam " to co mam się szykować na czyszczenie tak? " 
Pomału. Najpierw usg. 
Jakoś tak emocje wyłączyłam,stwierdziłam że to najlepsze co mogę zrobić..i wróciły bardzo szybko mocno przyciśnięte już przy usg...Monitor zamrugał do mnie BIJĄCYM SERDUSZKIEM MOJEGO DZIECKA. 
Moje wizje i plany zdechły w sekundę. Wyparowały.
Padła propozycja hospitalizacji. Ciężko zorganizować życie mając w domu 2 latka.Wizyta po krwotoku otworzyła mi oczy-to dziecko chce żyć,tak mocno się życia trzyma.Od tej pory potrzymanie ciąży rządziło moim ranem i wieczorem.
Trochę Ochłonęłam. Miłości jednak nie było.Była akceptacja stanu. Tylko lub aż. 
Nieraz leżąc w łóżku, nie mogąc zasnąć myślałam ...to się nie dzieje ..nieee...brzuch płaski...Potem nagle budziłam się z swych złudzeń.
Nastąpił czas posuchy..nie mogłam jeść...Wszystko na samą myśl mdliło mnie.Schudłam ,zmizerniałam,bo jednak spora anemia też dała się w znaki.
Żyłam od wizyty do wizyty. NON STOP bałam sie co się wydarzy,poprzednia ciąża dała mi szkołę życia.Nie chciałam się łudzić, że będzie idealnie.Zresztą ja to czułam ,że to bomba z opóźnionym zapłonem.
Od początku czyli od momentu przetrwania krwotoku przez moje dziecko wiedziałam-to musi BYĆ DZIEWCZYNKA. Czy facet przetrwałby taki armagedon???Wątpię.
14 tc..usg prenatalne .DZIEWCZYNKA. Zdrowa dziewczynka. Wzruszyłam się..Coś lekko drgnęło w mojej głowie.
wtedy pisałam ..


04.01.2016 
godz. 15....

Data jak data ,a tak bardzo się jej bałam ...
Badania prenatalne .Usg.
Dla wielu osób oczywiste że będzie dobrze....nie dla mnie.
Szłam tam na miękkich nogach ,z tysiącem myśli,złych myśli....nie  wiem w sumie dlaczego.Tak poprostu.
Chyba nie umiem uwierzyć TERAZ że będzie dobrze.

........... chwila strachu odsłaniając brzuch....
Mój zamglony wzrok wpatrzony w monitor przede mną... 
Jest....jest...i rusza się...
Mina  męża - bezcenna . Ja łzy w oczach. Czyżby ze szczęścia??? Czy nie umiem się sama sobie przyznać że gdzieś czai się radość w tym małej istotce?
Uśmiech Boga? Czy dał mi znak że będzie dobrze ? Rozwiał moje strachy i obawy ...pokazując mi tą 8,4cm dziewczynkę ?
Emocje .Tak włączyły się emocje..."

Jednak szczęście nie trwało długo,wezwanie na konsultację z lekarzem uruchomiło ogromny stres.Nie myliłam się... trisomia 1:97
Świat stanął..zatrzymał się ...dla mnie. 
Niby 97 to sporo,jednak nie mogłam o tym nie myśleć.
Zalecono aminopunkcję. 
Odmówiliśmy. 
Jeśli ta mała dziewczynka ma żyć -nie będę już ryzykować ! Nie ważne czy zdrowa czy nie....Trudno było mi się otrząsnąć z myśli ,rozważałam badania mniej inwazyjne, w końcu strach ucichł,schował się gdzieś głęboko w moim umyśle.
Ciąża płynęła do przodu.Brzuch rósł,moje niedowierzanie ustąpiło realiom.
Niestety włączył się program pt "poród przedwczesny"

"
.25w2d...
Patrzę na swój rosnący brzuch i nie dowierzam....naprawdę czasem myślę że to jakiś sen i nagle sie obudzę i powiem mężowi....Słuchaj ale miałam sen nie uwierzysz.... 
Ale to nie sen. 
Zakupy większe zrobione. Ciuszków już sporo się zebrało.
Osoby które mnie spotykają robią wielkie oczyska na mój widok...no może nie mój tyleż co mojego brzuchola ..... no tak tak to nie opuchlizna głodowa ,zapewniam.... 
Lęki mi sie włączyły . Przedwczesny poród ryje moją głowę jak dobre grabie liście na jesień....
Ale jak się tu nie bać po tym co było ? no jak?
Staram sie nie nakręcać ale moje hormony są mega upierdliwe. Niestety.
..."
W kwietniu leżałam w szpitalu.Lekarz wolał dmuchać na zimne. Zastrzyki na rozwój płuc miały dać trochę bezpieczeństwa w razie niespodzianki,której tak bardzo się obawiałam.



"...szpitalne życie..







Nie mogłam się zalogować w szpitalu,a tyle myśli goniło mi po głowie...a tyle czasu miałam.
No trudno-złośliwość rzeczy powiedzmy.

Opieka wspaniała za mną,z drobnymi mankamentami ,ale to tak wszędzie ,że wyjątek od reguły jakiś musi być ...
Miło czuć opiekę ,naprawdę, słyszeć dobre słowo no i widzieć uśmiech na innej twarzy .To daje optymizm ,w momentach słabości ,a takich sporo w szpitalu....*
Wrócił koszmarek wenflonu....brrr .Jakieś zastawki się w żyłach porobiły,bardziej bolało,ale cóż zrobić ? przetrwać!
Następstwa wcześniejszej ciąży...no szpitala.
Jestem po 2 zastrzykach celestonu-"zabezpieczenie " dla córci.
ALE NIE ! umówiłam się z moją córeczką !!!Najwcześniej psikusy może sprawiać po 36 tc ....Powiedziała że się postara !!!!!!!!!!!! 
Teraz odpoczywam w domu. Trochę ciężko jest jednak. Leżenie jednak osłabia ,czuję to.
Tęsknota.
Oczywiście popłakałam się na widok mojego skarbusia. Tak ! baaardzooo tęskniłam.Radość wypełniła łzami moje oczy.
Niestety mały musiał zareagować.Uciekał przede mną i tylko tataaa.... Trochę smutne, ale rozumiem.
To była nasza pierwsza rozłąka....
..."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz