wtorek, 24 października 2017

odc bez nr ...Czyli moja ciąża nr 3 ...finał





0:22 zostałam mamą ! tak stało się ,mamą mającą już czworo dzieci. 
Rano nadeszły złe wieści... 
Marysia urodziła się z wrodzonym zapaleniem płuc, ma problemy z oddychaniem ,wspomagana przez cpap...
Łzy płynęły mi po policzkach. Tysiąc razy zadałam sobie pytanie : CZEMU ZNOWU MY ? NO CZEMU ? 
Wokół płakały dzieci, a ja z nimi wtulona w poduszkę. 
Znowu się bałam. ZNOWU.
Jednak dostałam promyk słońca w ciężkie dni - na oddziale pracowała moja znajoma,całkiem o tym zapomniałam,po porodzie przyszła do mnie ...odetchnęłam ,przy Marysi była cudowna położna ! 
Zaczęła się walka. O moją siłę,o mleko dla córci, to bym dała rady. 
Następna próba - ciśnienie płucne u Marysi ,gorsza wydolność oddechowa,mimo że lekarka tłumaczyła ,zamieniło się to w wielki szum w moich uszach. Znowu się poddałam ...
Miałam dzień ,w którym kto tylko na mnie popatrzył widział TO .Widział moją słabość i mokre oczy.Spuściłam głowę w dół ....
Ulgę dało mi wypłakanie się w ramię wspaniałej osoby.Widziałam i jej łzy. Empatia istnieje.

Położne na oddziale wspaniałe kobiety z serduchem-zawsze pomocne ,naprawdę ZAWSZE!nie dawały za wygraną w każdej sprawie,a miałam ich kilka po drodze. Nie chciały widzieć załamania ,tylko dobre nastawienie.Wspierały miłym słowem i uśmiechem .Wspaniały odział,przeciwieństwo tego co przeszłam z Mikim. 

Najgorsza była samotność..Obok mnie przewijały się jedna mama za drugą ,które wychodziły do domu z pociechami. A ja sama ,bez dziecka..Jakbym go wcale nie urodziła..

Dni naznaczały wycieczki do małej z następną porcją mleka.Ciągłe randki z laktatorem oraz  czekanie na przełom-który nastąpił. Koniec cpapu,pamiętam jak byłam wzruszona..
 Marysia zaczęła dźwigać się z najgorszego.
Z dnia na dzień jadła coraz więcej ,wyniki się polepszały .
Zaczęłam wierzyć że będzie już TYLKO ! dobrze. 
W końcu awans - córcia ze mną na sali -to była najpiękniejsza nagroda dla mnie za ten trud i łzy.




Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, w końcu i ja miałam dziecko ! obok siebie ! Czułam się jak pełnoprawna mama. 
Po 12 dniach na oddziale -magiczne słowo WYPIS ! 
Szliśmy do domu! 
Zaczynaliśmy 17 czerwca nowy rozdział życia pt "Marysia " 
Cudowny rozdział ,który trwa do dziś . 

poniedziałek, 23 października 2017

odc 177 Musze powiedzieć że...




AAAAAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!
TAK ! tak tak !na ten dzień czekałam naprawdę długo .
Jest poprawa w stanie zdrowia moich dzieci . 
W piątek jeszcze dźwigałam nos z nad podłogi po info od lekarki....żeby  ją nie   zasmarkać z płaczu. 
W sobotę dostałam w twarz - Miki zapalenie oskrzeli i ciekawy, że tak powiem egzemplarz pediatry,sprawił , że na nowo zwątpiłam, iż może być lepiej.
Akcja szybko antybiotyk, bańki ,po których klęłam jak szewc.Nerwowa noc i czekanie na poniedziałek i wizytę. 
Szłam dziś jak na skazanie z wizją skierowania do szpitala . Miałam ochotę krzyczeć.Nogi uginały się jak wata,niemoc ogarnęła mnie od a do z.
Po osłuchaniu Marysi psssssssssssssssssssssssssss..... ..powietrze uchodziło ze mnie jak z przebitego balona ...Osłuchowo już dobrze  ! to chciałam usłyszeć. Jeszcze Miki ,który też bardzo mnie martwił .... znowu pssssssssss...i niedowierzanie! osłuchowo czysty ...no nie do wiary proszę państwa !  Czyżby moje nerwowe bańki zdziałały cuda? Czy może ten okropny antybiotyk ? ważne że jest ok. 
Mogę oddychać spokojnie. 
Teraz będziemy kończyć leczenie i zajmiemy się odpornością . Muszę coś mądrego wymyślić.
Piję kawę ,jem ciastko( z odreagowania pewno zeżarłabym całe ,ale nie ,hamuje się ostro ;P ) i podnosi mnie adrenalina z krzesła ,by iść coś działać . 

czwartek, 19 października 2017

odc 176 W objęciach chorób...






No i jest antyMOC .
Od 3 tygodni słabo z w miarę przespaną nocą.Chodzę jak zombie,pojąc się kawą,która pomaga tylko na chwilę.
Moje pokłady energii są wspomnieniem, nie mówiąc o cierpliwości,bo tu już w ogóle szkoda gadać.
W sumie nie łudziłam się za bardzo że będzie spokojnie,ale tak z grubej artylerii?
Marysia pojedyńcze zmiany na płucach ...siła odpłynęła w podłogę jak stałam w gabinecie...od razu wizja szpitala łupnęła mnie w łeb. Na szczęście leczymy się w domu. 
Jak w nocy gorączka urosła powyżej 39,moja głowa (pewnie ta bardziej walnięta część  ;P ) miała wizje sepsy i takich cudów, że głowa mała.
Dla atrakcji 2 dni później Miki zaczął gorączkować ...i co pomyślałam? pewno płuca też... :P Nie ma jak dobić się na maksa. 
Dziś okazało się że to wirusowe ,więc 1,5 tyg przedszkola to sukcesso :)))
Chyba czas po tylu latach wyłączyć czarnowidzenie Baby Jagi ,albo wejść w tryb "tak będzie częściej"

Oczywiste że mi matce kwoce włączył się program "chcę być chora za nich " ....mądre do końca to nie jest, ale takie normalne dla mnie .
Do tej kawy powinnam mieć zdecydowanie suplement w proszku "DOBRY HUMOR" & " DUŻO SIŁY" oraz  
"CIERPLIWOŚĆ " a jesień i zima mi nie straszne .

sobota, 7 października 2017

odc bez nr CZĘŚĆ 2 ...Historia ciąży nr3 ...



Wyszłam ze szpitala,niby trochę uspokojona,bo pod opieką byłam i w ogóle..Ale mój strach szybko wrócił.Każdy ból,każda dolegliwość potęgowała moje obawy.Tak miało niestety być aż do porodu.

"
27tygodni 6dni 
Może okrutnie to zabrzmi ...ale codziennie przelatuje mi przez głowę myśl....czy to ostatni dzień ciąży? może jutro? ile jeszcze? ....Niestety boję się ,nie wyłączę tego,nie da się. Każdy ból czy napięcie brzucha,strach po wstaniu -czy może wody nie polecą - generuje u mnie takie myśli? czy się dołuje ? nie,nie sądzę...Raczej próbuje się nie rozczarować ponownie.
Moja ciąża to jak życie na bombie...nie wiadomo kiedy wypali...
Wiadomo że chcę być w ciąży jak najdłużej-moim celem nr 1 -ukończenie 36tc.
Czasem myślę że jakaś wybrakowana jestem ....najgorzej nie mieć na coś wpływu ,a tak chciałabym żebym mogła coś mieć do powiedzenia .

Łykam magnez za magnezem świecie wierząc że pomoże. Noi oczywiście resztę moich "specjałów"


A z innej beczki że tak powiem...nadal nachodzi mnie uczucie niedowierzania ( długo coooo?) że jestem w stanie błogosławionym....Naprawdę chyba w 100% nadal nie dotarło to do mnie.Leżąc w szpitalu nie raz pomyślałam "co ja tu robię?"...za chwile ....aaaaaa bo jesteś w ciąży?
Jeszcze kilka mcy temu NIGDYYYYY PRZENIGDYYY bym nie pomyślała co przede mną ....zwł. ciąża. 


Marysia kopie mocno ,daje o sobie znać.Nigdy nie przypuszczałam że doznam tego uczucia w życiu....."


Warto wspomnieć,bo o tym nie pisałam.Nasza córeczka zyskała imię : MARYSIA i tuż przed szpitalem moje serce zalała fala miłości TAKKKK ! tak długo chciałam by drgnęło w tym kierunku ..

"

25w6d

......Ciuszki ładnie się skompletowały. Wyprałam. 
....i pomału prasuję ...odkładam na 2 cześci te maleńkie .. i te większe ....
 może nie pisałam jeszcze...ale kocham tą małą istotkę we mnie ...kocham i boję sie o nią ....
Jednak jak się już "coś " przeżyło realizm wgniata w ziemię czy tego chcemy czy nie...tak po prostu jest. 
Moja mała wojowniczko !!!! Dziś ci rozkazuje twoja MAMA-siedź grzecznie i zdrowo w moim brzuchu do ukończenia 36 tyg. ciąży ! I ani mi się waż robić niespodzianek ! tego mam już w sam raz w życiu :P



.                                        ....... "

W myślach bałam się tego etapu co z Mikim zaczęły się jazdy bez trzymanki.Miałam dni co wstawałam tylko,gdy musiałam.Chciałam mrugać tylko oczami ,tylko by wszystko było dobrze .

"
30tydzień 1 dzień...czyli rozpoczął się 31....





W tym właśnie tygodniu 3 lata temu zaczęło się dziać źle...na początku może to tak nie wyglądało ...ale z czasem wiedziałam już że dobrze nie będzie ....
Teraz weszłam w ten czas z tą ciążą...i moje ukryte obawy strachy przemówiły do mnie...boję się...
....naprawdę się boję...
Najchętniej leżałabym i tylko rzęsami mrugała....tak do skończenia 33 tc...wtedy gdy koszmar się skończył by przejść w następny,na szczęście tylko na chwilę...
Wiem że każda ciąża inna...no wiem ... i modlę się o to codziennie...by była całkiem inna ...
Obijam się od emocji typu -bedzie dobrze ja to wiem -do emocji no nie bądź taka pewna !!!....
Dzień za dniem ...liczę i cieszę się upływającym czasem do przodu...

dziś fajnie pospałam...jednak kocham moje łóżko...mój brzuch też je kocha :d obudzić sie w nocy 1 czy 2 ...luksus...
na wyjeździe 6-7 razy się budziłam ...mój Benio nie lubiał twardego łóżka ,kręgosłup zresztą też :P


edit...18:44...
hormony i moje schizy szaleją...poryczałam się o głupią sprawę. Jestem pełna niepokoju....co tu mówić..
Sama nie wiem czy mnie coś boli czy się po prostu nakręcam...A wizyta za równe 2 tygodnie do 19....Jak żyć żeby nie zwariować ???
..noi czuje mój zgnieciony żołądek...odbija mi się i zaznałam zgagi czyli nic miłego.

....."

Dni biegły jeden za drugim.
Brzuch nabierał w cm.Córeczka rosła pięknie. 
Ja już mocno odczuwałam mój spory brzuch.
Ciężko mi było ,ale czego się nie robi dla swojego dziecka.
Wyprawka była już cała,torba do szpitala spakowana czekała w kącie od 30 tc.


"
32 tygodni i 6 dni....  



Od jutra zaczynam 34 tc..... jejuuu aż ciężko mi w to uwierzyć...
Choć przyjaciółka myśl -czy to ostatni dzień? ile mi jeszcze pozostało.... nadal uśmiecha się do mnie co rano w południe no i wieczorem....
Liczę ...liczę ...dni ,jeden za drugim ....z nadzieją z jednej strony ze strachem z drugiej....i liczę na ten cud .
Cud donoszenia choć jednej ciąży . Z grubiutkim dzieciątkiem :D nie mającym nic wspólnego z wcześniactwem....
 Ktoś by rzekł że to tak niewiele -bo co to za marzenie?  hmmm dla mnie duże marzenie -zdrowe urodzone o czasie dziecko.... 

32w5d ..mój krzywy żółty brzusio


                                 ......"

i więcej ....

      34 tydzień 0 dni....
Od jutra zaczynam 35 tc....powiem że trochę jestem w szoku i proszę o więcej w tym temacie.






Wczoraj mała "chyba " się obróciła ,bo takiego czegoś jeszcze nie czułam nigdy -chwilowe rozpychanie które prawie bolało ...a później czkawkę czułam w dole brzucha...No możliwe.
Dolina siedzi we mnie nadal...jakoś tępo przytłumiona . 
Dobrze , że za oknem odrobinę chłodniej bo ciepło mnie wykańcza...w mieszkaniu ok 30stopni...za dużo.
Moje spanie daje w kość .Wczoraj budziłam się co godzinę....3...4....po 5....po 6.... a jak fajnie nie spało synek wstał i koniec .....byłam jak zombie.
Dziś trochę lepiej było.

Takkkk głowa w dole...Mała ma właśnie czkawkę ...OBRÓCIŁA się spryciula ! 



34tydzień 3 dni....


Wczoraj miała okropny dzień....Miałam wrażenie że "dół" urwie się i wszystko ze mnie wyleci...że pęknę jak bańka mydlana...
Tyle razy wc...i nic... 
Uciski ? czy co??? noi włączył się gratis : niepokój.
Tak naprawdę chce juz dzień wizyty -chcę wiedzieć czy bliżej juz czy dalej godziny zero.
Strach prze moja trzecia cesarką wzrasta .Wiem już jak to jest.Świadomość niestety nie pomaga .

..............."

i tu był przedsmak co miało nastąpić.
2 dni później wstałam o 3 do wc...i zaczęło się ...
Wody spływały po nogach. Wiedziałam, że odwrotu już nie będzie .
34+5...5 czerwiec 
Bladym świtem udaliśmy się na IP.
Po 4 byłam już na oddziale ,podłączona do kroplówek.
Leżenie i czekanie na cc,które miało nastąpić w poniedziałek rano.
Jednak moja córa miała inne plany .Ale o tym później. 
Leżąc starałam się nie panikować,nie płakać ,wiedziałam że i tak to nic nie zmieni. Wkrótce miałam zostać mamą po raz 4. Bałam się ,owszem, ostatni poród i przeżycia nadal psuły mi tą wizję ,mimo że to inna ciąża,inna historia. 
Wieczorem zaczęło mnie boleć...Zgłosiłam to położnemu. Lekarka jednak później stwierdziła że naprawdę nic się nie dzieje.Ja czułam inaczej !Bolało coraz bardziej i bardziej ...W końcu ok 22 podłączono mi ktg ,które spokojnie zapisywało co innego niż ja czułam ..mnie zwijało z bólu -ktg zero skurczu...
W pewnym momencie widziałam jak ktg zapisuje tętno..raz 100 raz 200...to był wstęp co porodu ,wstęp do cc...
Przyszedł położny,zawołał lekarkę.
JEDZIEMY NA CC... zabębniło w mej głowie. Włączył się strach.
Nigdy nie zapomnę ...idącą przez cichy,częściowo oświetlony oddział.Ostatnie chwile z mym brzuszkiem.
Wcześniej zadzwoniłam do męża.Córka ci się rodzi ,przyjedź.
Przygotowania do cc były szybkie.Ja ocierałam łzy z policzka. 
Tak bardzo chciałam usłyszeć jej płacz,tak bardzo się bałam że tego nie usłyszę. 
Pamiętam tą salę pełną ludzi,uśmiechniętych mimo północy .
Operacja poród trwała,mi łzy nadal spływały po twarzy. W końcu ktoś powiedział : "szarpniecie i mamy dziecko" i tak się stało ! ZOBACZYŁAM JĄ !!! podnieśli mój skarb do góry! ZAPŁAKAŁA!!! tak moja córa wydała z siebie dźwięk ! Żyje ! BYŁAM taka szczęśliwa .BYŁA 0:22 WITAJ Marysiu! 
Mnie reperowali o 0:50. Gdzie potem zawieźli mnie na salę poporodową . 
ZOSTAŁAM MAMĄ 6.06.16  o 0:22 ...MAMĄ wcześniaka z 34+6- 2840g 51 cm 

CDN...

czwartek, 5 października 2017

odc bez nr... Historia ciąży numer 3...część 1



Długo dojrzewałam do tego ,by uwolnić moje emocje,by napisać jaką historię ma moja ostatnia ciąża. Myślę ,że tu potrzebny jest czas. Mimo,że to była ciut łatwiejsza droga niż z Mikim. 

jesień 2015 ... 
Do pracy miałam wrócić po wychowawczym na Mikiego w grudniu,lecz ,tak się nie stało.Sytuacja wycisła powrót od października.Jednak przed comebackiem zapadła decyzja -jedziemy z synem nad morze -2 tygodnie sami.Spacery spacery i jeszcze raz spacery. 5-20 wrzesień szybko upłynął,były to wspaniałe dni w Władysławowie. Powrót już narzucił stres pt Wracam do pracy. 
Jakoś weszłam w kierat pracy. Miki był z babcią ,nie było źle.
Z końcem października wizyta u ginekologa-do której wrócę później.Potem dopadło mnie choróbsko ...ledwo co mówiłam,zapalenie krtani i tchawicy uciszyło mnie całkowicie. Lekarz -mocny antybiotyk ,zwolnienie.
Wracając z przychodni kupiłam test ciążowy...Ale nie z myślą w ciąży jestem ...Choroby nieraz przesuwały mi okres,jednak przezorny ubezpieczony..choć przecież ledwo co odkleiłam plaster anty...
W ten sam dzień wieczorem, podczas prysznica tak powiem " z głupa" zrobiłam test. Luz blues. Wyszłam spod prysznica i otwieram test ...a tu.....2 czerwone krechy.... 

Oczy jak dwa talerze ...gorąc zalał mnie całą...ciśnienie w pewnością skoczyło mocno w górę...
Tysiąc myśli na sekundę ???
"EEEE nie możliwe ! Przecież stosuję evrę . 
Tydzień temu byłam u ginekologa,przecież by coś widział ...a recepta na 6 opakowań evry leży i czeka na realizację...
nie no nie....po prostu jakiś żart" 
Takich myśli miałam milion.Od razu net ,od razu co wskazuje oprócz ciąży pozytywny test ...aaaa takie cuda-rak,guzy ...problemy hormonalne...nie ma co.
Przez chwilę zabrzmi to bzdurnie chciałam tego raka ,ten guz.Wszystko oby nie ciąża.Wyszłam w łazienki na miękkich nogach,położyłam się na łóżku i z kieszeni szlafroka wyciągnęłam test ...podałam go mężowi,który zaskoczony zapytał a co to...No test.Zerknął.Zapytał i?....
Tak jest pozytywny..
Ale jak to?? tak to samo pytanie zadałam sobie 100 razy przez ostatnie pół godziny. 
Pojechał po test ..wrócił z 2...
Drugi także był 2kreskowy,mocno czerwonym uśmiechem szczerzył się do nas. 
Pierwsza noc totalnie nieprzespana. 
CO TERAZ? 4 dziecko? a dopiero wróciłam do pracy.Miliony pytań przepływało mi przez głowę tej 1 bezsennej nocy. Rano pomyślałam a może to sen? ...nieeee,jednak nie.Test istniał i był pozytywny. 
Na drugi dzień ginekolog.Łzy wisiały mi na końcu nosa,nadal nie wierzyłam! 
Lekarz nie był wniebowzięty na wieść moich słów.Na usg nie mógł znaleźć zarodka /tak od razu pomyślałam pozamaciczna ! / jednak był ,ukrył się doskonale /jeśli tydz temu lekarz go nie zobaczył !!!??? / Jedak słabo było widać ,wizyta za 2 tygodnie miała rozwiać wiele wątpliwości. 
Pamiętam jak wybiegłam w płaczem z gabinetu ,z głową w dół ,by żadna z kobiet nie widziała łez. Bo przecież to radość ,szczęście .Jednak nie dla mnie .Dla mnie to był koniec świata. 
W pracy oznajmić...a rodzina? i reszta znajomych.Siedział we mnie potężny wstyd. 
Wróciłam do pracy po chorobie ,nikomu nic nie powiedziałam.Nie umiałam.Zresztą nadal nie docierało do mnie co się dzieje ,że we mnie rośnie nowe życie .Brzmiało to tak absurdalnie .
Po jakimś tygodniu lub trochę więcej pojawiły się plamienia. Akurat nadchodziła pora wizyty.Ciąża tym razem pokazała się jak trzeba..i zaczęłam opcję l4. Bez podtrzymania na moją prośbę,czekałam na to ,co miało dać życie ,nic na siłę,full of nature.
Cicho bo tylko w mojej głowie istniał szept ,że tylko matka natura może mnie uwolnić od tego stanu.TYLKO ONA. 
Nie chciałam tej ciąży,moja psychika całkowicie ją odrzuciła...Do czasu.
Zanim to nastąpiło byłam wrakiem człowieka.Wrakiem istnienia.Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, cały czas siebie pytałam -a czy to się dzieje naprawdę, bo może to sen z którego wkrótce się obudzę.Nie chciałam być w domu. Często wychodziłam nawet po to,żeby bezsensownie krążyć po jakimś sklepie..Ogarnęła mnie pustka.Poczułam się samotna z tym tematem,w końcu ja noszę pod sercem nowe życie nie kto inny. 

Pisałam wtedy...
"...Powiem że to okropne uczucie...Mi nie dało żyć przez prawie miesiąc. Pierwsze 1 tyg. byłam otępiona ...mój mózg był jakby "poza " ciałem ...Nie mogłam jeść nie mogłam spać i normalnie w domu funkcjonować ,bo ileż można płakać ? Ileż można mieć wew. złość -ale do kogo ?ale za co?
Ja zawisłam "gdzieś" ponad mną....i wydawało mi sie że to zły sen że to film który oglądam...i nagle nie obudzę. A jednak NIE. 
To PRAWDA...."

Nastąpił ten dzień 30.11.2015... chlusnęło ze mnie przeokropnie.Panika włączyła emocje oraz strach.Z jednej strony myślałam "już po sprawie" z drugiej "niech się to już skończy" 
Siedziałam w wc otoczona ciszą łez,z potokiem krwi.Myślałam moje dziecko skończyło w domowym wc,mam co chciałam ,więc po co wyję...Okropność.WIEM.
Na drugi dzień miałam stawić się w szpitalu .

1.12.15 
Rano ciągnęłam walizkę za sobą ,myśląc ,czyszczenie potem -jakiś miesiąc w domu i wracam na dawny tor życia .Tak miało być.Muszę dać rady to przejść. 
Lekarzowi rzuciłam " to co mam się szykować na czyszczenie tak? " 
Pomału. Najpierw usg. 
Jakoś tak emocje wyłączyłam,stwierdziłam że to najlepsze co mogę zrobić..i wróciły bardzo szybko mocno przyciśnięte już przy usg...Monitor zamrugał do mnie BIJĄCYM SERDUSZKIEM MOJEGO DZIECKA. 
Moje wizje i plany zdechły w sekundę. Wyparowały.
Padła propozycja hospitalizacji. Ciężko zorganizować życie mając w domu 2 latka.Wizyta po krwotoku otworzyła mi oczy-to dziecko chce żyć,tak mocno się życia trzyma.Od tej pory potrzymanie ciąży rządziło moim ranem i wieczorem.
Trochę Ochłonęłam. Miłości jednak nie było.Była akceptacja stanu. Tylko lub aż. 
Nieraz leżąc w łóżku, nie mogąc zasnąć myślałam ...to się nie dzieje ..nieee...brzuch płaski...Potem nagle budziłam się z swych złudzeń.
Nastąpił czas posuchy..nie mogłam jeść...Wszystko na samą myśl mdliło mnie.Schudłam ,zmizerniałam,bo jednak spora anemia też dała się w znaki.
Żyłam od wizyty do wizyty. NON STOP bałam sie co się wydarzy,poprzednia ciąża dała mi szkołę życia.Nie chciałam się łudzić, że będzie idealnie.Zresztą ja to czułam ,że to bomba z opóźnionym zapłonem.
Od początku czyli od momentu przetrwania krwotoku przez moje dziecko wiedziałam-to musi BYĆ DZIEWCZYNKA. Czy facet przetrwałby taki armagedon???Wątpię.
14 tc..usg prenatalne .DZIEWCZYNKA. Zdrowa dziewczynka. Wzruszyłam się..Coś lekko drgnęło w mojej głowie.
wtedy pisałam ..


04.01.2016 
godz. 15....

Data jak data ,a tak bardzo się jej bałam ...
Badania prenatalne .Usg.
Dla wielu osób oczywiste że będzie dobrze....nie dla mnie.
Szłam tam na miękkich nogach ,z tysiącem myśli,złych myśli....nie  wiem w sumie dlaczego.Tak poprostu.
Chyba nie umiem uwierzyć TERAZ że będzie dobrze.

........... chwila strachu odsłaniając brzuch....
Mój zamglony wzrok wpatrzony w monitor przede mną... 
Jest....jest...i rusza się...
Mina  męża - bezcenna . Ja łzy w oczach. Czyżby ze szczęścia??? Czy nie umiem się sama sobie przyznać że gdzieś czai się radość w tym małej istotce?
Uśmiech Boga? Czy dał mi znak że będzie dobrze ? Rozwiał moje strachy i obawy ...pokazując mi tą 8,4cm dziewczynkę ?
Emocje .Tak włączyły się emocje..."

Jednak szczęście nie trwało długo,wezwanie na konsultację z lekarzem uruchomiło ogromny stres.Nie myliłam się... trisomia 1:97
Świat stanął..zatrzymał się ...dla mnie. 
Niby 97 to sporo,jednak nie mogłam o tym nie myśleć.
Zalecono aminopunkcję. 
Odmówiliśmy. 
Jeśli ta mała dziewczynka ma żyć -nie będę już ryzykować ! Nie ważne czy zdrowa czy nie....Trudno było mi się otrząsnąć z myśli ,rozważałam badania mniej inwazyjne, w końcu strach ucichł,schował się gdzieś głęboko w moim umyśle.
Ciąża płynęła do przodu.Brzuch rósł,moje niedowierzanie ustąpiło realiom.
Niestety włączył się program pt "poród przedwczesny"

"
.25w2d...
Patrzę na swój rosnący brzuch i nie dowierzam....naprawdę czasem myślę że to jakiś sen i nagle sie obudzę i powiem mężowi....Słuchaj ale miałam sen nie uwierzysz.... 
Ale to nie sen. 
Zakupy większe zrobione. Ciuszków już sporo się zebrało.
Osoby które mnie spotykają robią wielkie oczyska na mój widok...no może nie mój tyleż co mojego brzuchola ..... no tak tak to nie opuchlizna głodowa ,zapewniam.... 
Lęki mi sie włączyły . Przedwczesny poród ryje moją głowę jak dobre grabie liście na jesień....
Ale jak się tu nie bać po tym co było ? no jak?
Staram sie nie nakręcać ale moje hormony są mega upierdliwe. Niestety.
..."
W kwietniu leżałam w szpitalu.Lekarz wolał dmuchać na zimne. Zastrzyki na rozwój płuc miały dać trochę bezpieczeństwa w razie niespodzianki,której tak bardzo się obawiałam.



"...szpitalne życie..







Nie mogłam się zalogować w szpitalu,a tyle myśli goniło mi po głowie...a tyle czasu miałam.
No trudno-złośliwość rzeczy powiedzmy.

Opieka wspaniała za mną,z drobnymi mankamentami ,ale to tak wszędzie ,że wyjątek od reguły jakiś musi być ...
Miło czuć opiekę ,naprawdę, słyszeć dobre słowo no i widzieć uśmiech na innej twarzy .To daje optymizm ,w momentach słabości ,a takich sporo w szpitalu....*
Wrócił koszmarek wenflonu....brrr .Jakieś zastawki się w żyłach porobiły,bardziej bolało,ale cóż zrobić ? przetrwać!
Następstwa wcześniejszej ciąży...no szpitala.
Jestem po 2 zastrzykach celestonu-"zabezpieczenie " dla córci.
ALE NIE ! umówiłam się z moją córeczką !!!Najwcześniej psikusy może sprawiać po 36 tc ....Powiedziała że się postara !!!!!!!!!!!! 
Teraz odpoczywam w domu. Trochę ciężko jest jednak. Leżenie jednak osłabia ,czuję to.
Tęsknota.
Oczywiście popłakałam się na widok mojego skarbusia. Tak ! baaardzooo tęskniłam.Radość wypełniła łzami moje oczy.
Niestety mały musiał zareagować.Uciekał przede mną i tylko tataaa.... Trochę smutne, ale rozumiem.
To była nasza pierwsza rozłąka....
..."


wtorek, 3 października 2017

odc 175 Mama to Ja.






Mama to JA. Niezmiennie ten stan trwa od 17.07.2002 .
Wtedy nie widziałam na co się zapisałam.Bo to trzeba doświadczyć.
I tak trwam od 15 lat 78 dni 
od 182 mcy i 16 dni 
od 793 tygodni i 6 dni 
od 5557 dni !  bycia mamą bliźniąt ...bycia mamą 2 dzieci...ale i też wpisało się w te liczby 3 i 4 dziecko,tyle że później. 
Każdy dzień jest wyzwaniem ,każdy dzień inny jak płatki śniegu..
Nie powiem że droga matki nie jest wyboista -jest jak góry i doliny ! Czasem z triumfem myślisz, że siedzisz na szczycie a tu patrzysz góry nad tobą....
Są dni ,iż masz ochotę naciągnąć kołdrę na głowę i nie wychodzić stamtąd przez 2 dni co najmniej...lub mieć pokój zamknięty na klucz i nic nie słyszące uszy. Bo czasem "MAMO"!!!!! sprawia ,że masz ochotę wyjść i biec biec biec tak szybko ,żeby cię nikt nie dogonił ...( jeśli w ogóle cię goni ;P ) Masz ochotę na dzień w ciszy ,na dzień z książką lub dobrym filmem znad koca ,dzień dla siebie. 
I właśnie mam takie dni ....
Przeziębienia 2 dzieci i znowu jestem w rozsypce. Już od kilku dobrych dni nie śpię po nocach ,bo wiadomo MAMA jest niezastąpiona,MAMA jest najlepsza na każde zło u dziecka. Nieważne że tata też może przytulić ,też może pomóc NIE! mama i tylko MAMA. 
Mama między dwoma łańcuchami gór -między Maluchami a Nastolatkami. Miedzy dziecinnością a niespełna dorosłością . Trudna ta droga rodzica ,a wiem ,że łatwiej nie będzie. Co nie znaczy że będzie źle. 
Tyle wzruszeń dzięki nim -moim dzieciom.Tyle nieprzespanych nocy z różnych powodów, tyle wołań MAMOOOO...tyle łez otartych w moją bluzkę, tyle wtuleń .Bo dla dziecka mama jest całym światem od samego początku istnienia. 
Kocham te moje potworki -wszystkie 4 .
Ale też jestem potwornieeeeeee zmęczona.....